Nowe Jeruzalem Odnowa w Duchu Świętym w Parafii pw. Nawiedzenia NMP w Ostrołęce (FARA)
menu

Katechezy

GOLGOTA - świadkowie konania Chrystusa na krzyżu 26 marca 2019r.

W naszych gorzkożalowych rozważaniach dotarliśmy dzisiaj do finału: Jezus na krzyżu umiera. Zatrzymamy się dzisiaj na chwilę pod tym Krzyżem, popatrzymy w górę na konającego na nim Chrystusa, a potem rozejrzymy się wkoło: kto obok, kto przy krzyżu, a kto nieco dalej.

► Chyba najbliżej Chrystusowego krzyża byli ci, którzy pilnowali, aby nikt się do niego nie zbliżał. To strażnicy, dozorcy pilnujący, aby więzień dokładnie skonał. Nudna to była robota, nudne czekanie, więc dla zbicia czasu zabawiali się grą w kości.

Wśród nich byli ci zapobiegliwi, którzy nie chcieli, aby po skazańcach coś się zmarnowało. A może ciągnęli z tego procederu dodatkowe korzyści, odsprzedając rzeczy zmarłego rodzinie. Nęciła ich suknia, która była całodziana, rzadko spotykana, dobra robota. Wielu miało na nią chęć. Dlatego rzucili losy, komu ma przypaść ta scheda. Nie kłócili się, o nie, po sądach, adwokatach nie ciągali się. Załatwili rzecz od razu, kulturalnie, a jakże: rzucili losy, komu ma przypaść. Kiedy więc strażnicy zajęci byli tym kulturalnym podziałem łupu, On tam w górze konał, On to wszystko widział i słyszał, a On tam może w górze wspominał Matkę, która z taką miłością, z taką troską o Niego, utkała to cudo.

Może jeszcze wyliczmy wśród grupy tych, którzy będąc najbliższymi świadkami konania Chrystusa, zajęli się porządkami. Ludzi konkretnych i nie lubiących zostawiać po sobie nieporządku. Troskliwie zbierają więc porozrzucane narzędzia, zostawione gwoździe, zapomniany młotek. Trzeba to wszystko pozbierać, bo na następną egezekucję nie będą przecież kupowali nowych. Więc się krzątają, więc obchodzą krzyż wkoło raz i drugi, pilnie wypatrując, czy czegoś jeszcze nie przeoczyli.

Ale i przecież wśród tych strażników prawa byli ludzie, którzy w pobliżu tego Krzyża dojrzewali, jak kwiat pod wpływem ożywczego słońca. Oto setnik, który przyprowadził na Golgotę całą tą egzekucyjną kohortę i w swojej wojskowej solidności czuł się odpowiedzialny za to, aby wszystko odbyło się jak należy, według regulaminu. Musiał przecież zdać z tego wszystkiego relację, raport, przed Piłatem. On, który na początku nie wiedział, ani sobie nie zdawał sprawy z kim ma do czynienia. Chrystus był dla niego jedynie tym, którego skazano, którego miał doprowadzić na miejsce stracenia możliwie bez szwanku, i tam dokładnie uśmiercić. To wszystko. Wchodzenie w to, czy ta kara była dla Chrystusa słuszna, czy nie, nie było jego sprawą. Skazany został, więc widocznie na to zasłużył ... I nagle dochodzi nas spod krzyża jego głos: Zaiste, ten był Synem Bożym!

► I był też łotr, który tego sąsiedztwa krzyża ani sobie nie wybierał, i nawet nie przypuszczał, że właśnie ten ból, to cierpienie: i jego własne, na które - jak sam zauważył - zasłużył przez swoje podłe życie, i Tego obok, którego niewinność uznawał - - że te cierpienia tak ich ze sobą zbratają. I oto w sytuacji, kiedy by się myślało, że tylko kląć, tylko pomstować i złorzeczyć, jak ten z lewej, spotkało go największe szczęście.

► I były tam pod krzyżem również serca konające razem z Jezusem, wierne i przyjazne: Maryja, Jan, Magdalena. Gdzieś w oddali, bo strażnicy bliżej nie pozwalali, wpatrywali się w oblicze Konającego, chwytając każde Jego westchnienie, każdy grymas bólu i swoją bezsiłę - i w niemocy płaczu słowa zamykali.

Moi Drodzy - to nie są sprawy do opowiadania... Nic więc dziwnego, że Ewangeliści nie zanotowali nam spod Chrystusowego krzyża nawet szlochu Maryi, nawet jednego słowa umiłowanego ucznia Jana. Chociaż On coś tam rzęził, i oni to słyszeli: „Synu, oto Matka twoja”, „Niewiasto, oto Syn twój”.

Moi Drodzy - ilekroć jesteśmy na Mszy świętej Chrystus ponawia przed nami tę ofiarę swojego życia, uobecnia swoją śmierć na krzyżu. Jesteśmy tak samo jak ci strażnicy, jak dobry łotr, jak setnik, jak Maryja, Jan i Magdalena, bardzo blisko krzyża Chrystusa i jesteśmy naocznymi świadkami kalwaryjskich wydarzeń, ale dokonujących się dla nas z woli i ustanowienia Chrystusa pod postaciami chleba i wina.
W zależności więc od przypisywania wagi jedynie tym naszym wartościom, mamy odpowiednie ludzkie postawy wobec ofiary Chrystusa:

a) grający w kości: to, ci, którzy niedzielę przeznaczają na tygodniowe zakupy w supermarketach za miastem, którzy wytrwale kupują i sprzedają, grają na giełdach, odwiedzają samochodowe salony, kalkulują i kombinują. To również ci, którzy w niedzielne i świąteczne dni są tak dalece zajęci swoją rolą, zadaniami, obowiązkami odwiedzających i podejmujących gości, że nie mają czasu na spojrzenie w te dni w stronę krzyża. I chociaż Chrystus w kościele, dosłownie parę kroków od nich, ponawia swoją ofiarę życia, to przecież dla nich ważniejsze jest to, że jedynie w niedzielę mogą załatwić swoje sprawy rodzinne i towarzyskie, więc jadą w odwiedziny z pierwszym dzwonem w kościele. Czasami tak zajmą ich goście, którym trzeba lepszy obiad ugotować ... Wszystko jest, żeby ten niedzielny czas z pożytkiem, kulturalnie i towarzysko spędzić mile, tylko na tę Mszę nie ma kiedy iść, no nie ma.

b) grający o suknię: ci zapobiegliwi, mają także wśród nas swoich reprezentantów. Przez całą niedzielę będzie czyścił, mył i reperował samochód, umazany po czubek nosa, bo przecież w tygodniu ma wyjazd. Do tej grupy przynależy również wzorowa i zapobiegliwa pani domu, która przez cały tydzień będzie skrzętnie zbierać przeróżne brudy na kupkę, żeby w niedzielę zrobić generalne pranie. Trzeba prać? No jasne! Więc o co chodzi? Albo przez cały tydzień będzie zamiatać tylko rynek, bo jest przecież niedziela i będzie czas dokładniej posprzątać, umyć okna i powynosić kubły ze śmieciami. Więc teraz, w niedzielę, siedzi i gorliwie odrabia zaległe obowiązki. Potem porozmawia sobie przez Internet' z kimś na drugim końcu świata, trochę przejrzy nowości, obejrzy film w TV. I tak zejdzie. Na Mszę brakło czasu, na spotkanie z Jezusem.

c) grupa uprzątająca kalwaryjskie wzgórze po całej robocie. To dzisiejsi wspomniani już krzątacze samochodowo-domowi i inni nadgorliwce, którzy nawet w niedzielę nigdzie nie wyjdą, bo na balkoniku trzeba coś podpiłować, dopasować tę półkę w łazience, pomalować jakiś pręt. Albo też niedzielne przekopywanie działki, jakiś chwaścik usunie, jakąś gałąź przytnie, coś pozbiera chodząc z kąta w kąt. I tak krzątając się około bardzo wielu drobiazgów, na które nigdy nie ma czasu, potrafi całą niedzielę przełazić, przeklepać, przemajsterkować. Tylko tej jednej godziny nigdy nie potrafi znaleźć dla spojrzenia na Krzyż.

Oto pokrótce - moi Drodzy - szybki i pobieżny rzut oka na grupy ludzi obojętnych dzisiaj wobec faktu, że Chrystus kona w pobliżu. Mówią, że są ludźmi bardzo wierzącymi... I tylko ta Msza, modlitwa, ta spowiedź - to jest wszystko dla nich nudna, nieciekawa sprawa, którą wymyślili księża. I nie warto dla nich poświęcać swego drogocennego czasu... I trudno im przetłumaczyć, że może to jest jednak inaczej. Bo aby być wiernym w przychodzeniu tutaj, i w trwaniu przy tej Ofierze, trzeba naprawdę niejedno przeżyć z Chrystusem, trzeba mieć za sobą jakiś kawał czasu, jakieś momenty ważne swojego życia przebyć razem, uczestniczyć wspólnie w takich wydarzenia, przez które odkryło się Jego prawdziwą przyjaźń i gorącą miłość. Wspólne przeżycia i radości i smutków warunkują przecież wśród nas ludzi tę oczekiwaną, tę tak bardzo ważną wierność w momentach trudniejszych na zasadzie jakiegoś wzajemnego powiązania i przywiązania. Gdyby nie przeżyte razem z Mistrzem chwile, i wzniosłe i trudne - nie wiem, czy Jan trwałby tak pod krzyżem, wpatrzony w Tego, którego nad śmierć umiłował, któremu bez reszty zaufał.

Dlatego - moi Drodzy - jeśli i my mamy uchronić się od nudzenia na mszy świętej, jeśli chcemy być wierni w przychodzeniu na nią i w patrzeniu na ofiarującego się Chrystusa - musimy przede wszystkim docenić te momenty naszego życia, które umacniają naszą przyjaźń i naszą miłość do Niego. Liczą się, i ważne są, każde drobiazgi i każde chwile, które z Nim wspólnie przeżyjemy. Bo to tylko one umocnią nas w chwilach trudnych i nie pozwolą odejść spod krzyża, od Mszy.

 

Moi Drodzy - ciekawe są te ludzkie postawy spod krzyża. Ale my dzisiaj w czasie wielkiego postu pomyślmy, zastanówmy się, czy czasem nie jesteśmy, jak ci grający w kości, sprzątacze, Czy może właśnie uczestnicząc w Gorzkich Żalach, Drodze Krzyżowej Jezusa pragniemy,  aby wzrosła nasza wiara i zaufanie do Boga; aby to nasze patrzenie na ofiarującego się na krzyżu Chrystusa umocniło nas w wierności Mu w momentach trudnych naszego życia i w momentach, które są pytaniem o nasze przywiązanie do Niego. Dlatego kończąc, módlmy się:

Dobry Boże, spraw, abyśmy rozważając mękę Twojego Syna i uczestnicząc w niej w czasie każdej Mszy świętej, umieli wytrwać przy Tobie i Twoim Synu, pomimo naszych zniechęceń, naszych złych przyzwyczajeń, pomimo mnóstwa naszych codziennych spraw odciągających nas od Ciebie, i spraw, abyśmy nigdy nie opuszczali Tego, który za nas umarł na krzyżu. Amen.

Fragmenty książki Ks. Stefana Uchacza CM "Chrystus dziś żyje i dziś umiera w nas. Kazania pasyjne"

Przgotowała BOGUSIA

Słowo Boga w naszej codzienności 26 marca 2019r.

Wj 33,7-11    7Mojżesz zaś wziął namiot i rozbił go za obozem, i nazwał go Namiotem Spotkania. A ktokolwiek chciał się zwrócić do Pana, szedł do Namiotu Spotkania, który był poza obozem. 8 Ile zaś razy Mojżesz szedł do namiotu, cały lud stawał przy wejściu do swych namiotów i patrzał na Mojżesza, aż wszedł do namiotu. 9 Ile zaś razy Mojżesz wszedł do namiotu, zstępował słup obłoku i stawał u wejścia do namiotu, i wtedy [Pan] rozmawiał z Mojżeszem. 10 Cały lud widział, że słup obłoku stawał u wejścia do namiotu. Cały lud stawał i każdy oddawał pokłon u wejścia do swego namiotu. 11 A Pan rozmawiał z Mojżeszem twarzą w twarz, jak się rozmawia z przyjacielem. Potem wracał Mojżesz do obozu, sługa zaś jego, Jozue, syn Nuna, młodzieniec, nie oddalał się z wnętrza namiotu."

To Bóg znalazł formę, w jakiej chciał spotykać się z Mojżeszem .

Czym był namiot wtedy dla tamtego ludu? - on był po prostu domem, ich mieszkaniem.

Druga prawda, jaka wynika z tego fragmentu to – kiedykolwiek Mojżesz rozbił ten namiot – zstępował Bóg do tego namiotu .

Kiedykolwiek ja chcę spotkać się z Bogiem – On zstępuje? Gdzie On zstępuje? Co jest twoim namiotem? Namiot to miejsce spotkania. Moim i twoim namiotem jest miejsce tam, gdzie mieszkasz, gdzie żyjesz. I Bóg przez Słowo daje zapewnienie, ilekroć ty zechcesz On przyjdzie.

Mojżesz rozbił namiot tam, gdzie przebywał, gdzie mieszkał. Zobaczmy – Bóg chce przychodzić tam, gdzie żyjemy. On chce Cię spotykać tam gdzie jesteś, w twej codzienności, nie szuka specjalnego miejsca.

Co w tym spotkaniu może przeszkadzać? Kiedy Mojżesz rozmawiał z Bogiem – rozmawiał z Nim jak z przyjacielem.

A co to znaczy – jak z przyjacielem? Jeśli siadam codziennie do Słowa w ,,moim namiocie spotkania ", rozmawiam z przyjacielem o zwykłych sprawach. O  wszystkim. Bóg po to przychodzi do domu, aby usłyszeć o mojej codzienności ode mnie. Jego interesuje życie, które mnie boli.

W pewnym okresie mojego życia zrozumiałem, że to nie ja pochylam się nad Słowem, ale to Słowo pochyla się nade mną. To Bóg zstępuje do mojej rzeczywistości, do mojego domu. I jeśli Bóg pochyla się nade mną, to uwierzcie mi, On znajdzie sposób komunikacji ze mną najbardziej odpowiedni. To On zniża się, schodzi do nas i znajduje sposób komunikacji.

Jeśli otwieramy Słowo Boże – to po co je otwieramy? Po to, żeby właśnie ten obłok zstąpił na mnie w tym momencie, na mój dom. Nie ma wątpliwości, jeśli ja biorę w tym momencie Słowo Boże, jeśli je otwieram, to w tym momencie oddaję głos samemu Bogu. To nie mówię ja, tu nie muszę szukać potwierdzenia, nie muszę szukać proroctwa, bo to jest wszystko, to jest zapewnienie .

Jeśli biorę Słowo Boże, czytam jakikolwiek fragment, to udzielam głosu samemu Bogu. On mówi do mnie, to jest Jego czas. I nie ma wątpliwości, Bóg mówi zawsze. Nie ma w ciągu doby takiego czasu, w którym Bóg  nie mówi. On chce być z nami w ciągłym kontakcie, nie od święta, nie tylko w czasie rekolekcji, czy jakichkolwiek innych wydarzeniach.

Bóg mówi też do nas osobiście. Każdemu człowiekowi pokazuje inaczej sprawy. Inaczej mówi do mnie, a inaczej do mojej żony, choć łączą nas te same sprawy. To On znajduje sposób komunikacji.

Kiedy otwierasz Biblię to nie tylko czytasz Słowo, ale również budujesz relację, bo Słowo to osoba. A co w relacji jest najważniejsze? Nie ilość tego co zrozumiemy, ale nieraz jedno słowo, jedno zdanie wystarcza, aby zamieszkał pokój w sercu.

Mając relację z Bogiem – ja Go szukam, ja Go odkrywam. Nie znając Pisma – nie rozpoznam Go. Gdzie jesteś? Kim jesteś?

Nie znając Słowa Bożego ja wymyślę sobie Boga. Ja Go stworzę i będę wierzył w Boga, którego sam stworzyłem na swój użytek. Nie znając Słowa Bożego mogę popaść w ten niebezpieczny zaułek. Stworzę sobie Boga, a ja Boga mam przyjąć, odkryć .Tylko po to, aby iść w codzienność i odkryć Go też w moim trudnym współmałżonku – gdyby taki był, w dzieciach, w chorobie, w zdarzeniach.

Jeśli ja codziennie pochylam się nad Słowem, to co robi Bóg? - zaczyna mi tłumaczyć rzeczywistość. To Bóg przez Ducha Św. będzie mi tłumaczył każde zdarzenie. On zinterpretuje mi wydarzenia .

Jezus mówi, kiedy przyjdzie Duch Św. - On wszystko przypomni i wszystkiego nauczy. On objawi prawdę. Jaką prawdę ma nam objawić Duch Św. w codzienności? On ma nam objawić rzeczywistość, taką prawdziwość zdarzeń. Ja mogę różnie widzieć, a prawdziwie widzi Bóg.

Jeśli czytam Słowo, najpierw trafia ono do umysłu, spływa do serca. Tu jest ośrodek mojego uzdrowienia, tu następuje przebaczenie, bym miał też wolną wolę i wolną wolą podejmował decyzje. Nie przez pryzmat moich problemów. Słowo Boże, które przyjmuję, oczyszcza mnie, uzdalnia. Jeśli przenika mój umysł, to również, jak mówi Słowo, ,,przemienia mnie w moim myśleniu ".

Jeśli weźmiemy do ręki Biblię, to znajdziemy tam taki napis: Testament.

A kto ma dostęp do testamentu ? - najbliżsi. Do spadku zapisanego w testamencie mają dostęp najbliżsi, rodzina, dzieci.

Zobaczcie, to jest Testament. Zastanawialiście się kiedyś, że biorąc Go do ręki, bierzesz swoje dziedzictwo. Czy interesujesz się tym, co jest zapisane w tej księdze, co Bóg tobie obiecał i nigdy tego nie odwoła?

Czy czytasz swój testament, żebyś wiedział, co Bóg tobie chce dać? Kim jest, co przynosi, co dziedziczysz? Czy interesuje cię to, czym zostałeś obdarowany i kim jesteś dla tego kto ciebie obdarował? Czy czytasz testament, czy czytasz to co zostało ci zapisane?

Bóg zaprasza ciebie i mnie, abyśmy brali do ręki swój spadek. Tak jest tu napisane, my się nie musimy tego domyślać.

Hbr 9,15-18    15I dlatego jest pośrednikiem Nowego Przymierza, ażeby przez śmierć, poniesioną dla odkupienia przestępstw, popełnionych za pierwszego przymierza, ci, którzy są wezwani do wiecznego dziedzictwa, dostąpili spełnienia obietnicy.16 Gdzie bowiem jest testament, tam musi ponieść śmierć ten, który sporządza testament. 17 Testament bowiem po śmierci nabiera mocy, nie ma zaś znaczenia, gdy żyje ten, który sporządził testament. 18 Stąd także i pierwszy nie bez krwi był zaprowadzony."

Czy dochował Bóg wszystkich warunków testamentu?

Bóg w Jezusie oddał życie, aby mogło się stać rzeczywistością to, co jest tutaj zapisane. Bóg posłał na krzyż swojego Syna, aby ten który zapisał tobie wszystko, mógł też to tobie przekazać. Jezus oddał życie, aby dać nam dziedzictwo i je tutaj zostawił, spisał.

Wszyscy, jak tu siedzimy, jesteśmy Jego dziećmi i mamy dostęp do pełnego dziedzictwa. I tutaj jest cała tajemnica. Tutaj można przeczytać jaka jest obietnica dla twojego życia. Co tracimy, jeśli nie bierzemy jej? Tracimy świadomość, co otrzymaliśmy, dokąd zmierzamy i na co możemy liczyć. To jest twój spadek. Jesteśmy dziedzicami z woli Ojca, a tu jest mój testament.

Jeśli nie będziemy szukać Boga w Jego Słowie, nie rozpoznamy Go w naszej codzienności. Czy zechcesz pochylać się od dzisiaj, czy zechcesz, aby ten obłok spoczywał na twoim domu, w tym miejscu, tam gdzie żyjesz?

I na koniec chciałbym podzielić się swoim ostatnim doświadczeniem. Tym, co czytanie Pisma Św. mi pokazuje, tym co Bóg mi pokazuje. Bóg w swojej miłości pozwala mi odkrywać Jego wielkie zatroskanie o mnie.

W Ewangeliach są dwie osoby, które szczególnie wyróżnia. To są osoby, które posiadają nie tylko wiarę, ale wielką wiarę. Tak powiedział sam Pan Jezus. I nie jest to oparte na ludzkich przypuszczeniach.

Jedną osobą jest mężczyzna, a drugą osobą jest kobieta. Mało tego, tym mężczyzną wcale nie jest apostoł Piotr, ani któryś z najbliższych uczniów Pana Jezusa, nawet to nie był jeden z pobożnych Izraelitów, ale poganin, legionista, który pewnego dnia przyszedł do Pana Jezusa (Mt 8,5-13) z wielką prośbą: „Panie sługa mój leży w domu sparaliżowany i bardzo cierpi”. A Jezus powiedział: przyjdę i uzdrowię go. Na zakończenie tego dialogu Pan Jezus powiedział: „zaprawdę powiadam wam w całym Izraelu tak wielkiej wiary nie znalazłem".

A drugą osobą jest kobieta. I tą kobietą nie jest też żadna z „ważnych" kobiet Nowego Testamentu, ani też któraś z uczennic, która szła za Panem. Co się okazuje to też nie jest osoba z narodu Izraelskiego, ale jest to kobieta, która jest poganką  (Mt 15,21-28). Jeśli przeczytalibyśmy cały ten fragment do końca, to usłyszelibyśmy słowa Pana Jezusa: „Niewiasto, wielka jest wiara twoja, niech ci się stanie jak chcesz" - i uleczona została jej córka od tej godziny.

Co to dla mnie oznacza? Kolejny raz Pan Jezus potwierdza, że nie ma względu na osoby. To co od Niego otrzymujemy jest łaską. Nawet wiara jest łaską. Nie bójmy się wołać do Niego i oczekiwać. Bóg jest wierny i oczekuje tego też od nas, abyśmy byli wytrwali. On jest hojnym dawcą i da nam więcej niż oczekujemy. To jest kwestia wiary, czy ufam Jemu w Jego obietnicach, w tym co zapisał w swoim testamencie? On chce, abyśmy przyjęli od Niego to, czego dokonał dla nas na Krzyżu i darował nam za darmo.

Opracowane na podstawie konferencji wygłoszonej na OSCH w 2017r.

Przygotował EDEK